[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wmilczeniu wyprowadzili je z pomiędzy krzewów i trzymając za uzdy szli lasem.W owym miejscu, gdzie ukryli konie, była woda i trawa, dwanieodzowne warunki obozowania.Dobrze byłoby tu urządzićpostój, tym bardziej, że w ciągu nocy nie zaszedłby ich żaden zpięciu białych.Ale nazajutrz? Przezorniwestmani poszli dalej.Ślady, którewycisnęli w trawie, musiały podczas nocy znikną~.Jednakże potrzebowali wody i paszy dla koni; wrócili więc dojeziora, oczywiście, w dostatecznie oddalonym miejscu.‘Ii~zebabyło zakreśliE łuk przez las, bo na miękkim mchu nie utrwalałysię odciski nóg i kopyt.Jedynie przyzwyczajone do ciemności oczy Winnetou i Old Shat-terhanda mogły prowadzi~ w ciemności bez potknięć i upadków.Poruszali się z pewnością, jak za dnia; szli przez kwadrans iskręcili następnie na prawo w kierunku jeziora.Wlewał się w tymmiejscu wąski potok; przeprawili się na prawą stronę i szli wzdłużpotoku, dopóki nie dotarli do jego początku, do owego źródła, októrym wspomniał Winnetou i nad którym chciał obozować.Rozsiodłali konie i puścili je na popas.Dopiero teraz padło pier-wsze słowo.Tó Winnetou zapytał:- Czy brat mój ma coś do zjedzenia?- Kawał suszonego mięsa - odpowiedział Old Shatterhand.- Niezabrałem więcej, ponieważ jutro miałem stanąć w pueblu KaMaku.- Mój brat może zachować swoje mięso.Upieczemy szopa, któ-rego poprzednio zastrzeliłem.Rzekłszy to, odszedł.Old Shatterhand nie wstał.Wiedział, żeWinnetou obejdzie okolicę źródła, aby się prżekonać, czy są tu209 bezpieczni.Wrócił po dziesięciu minutach.Przyniósł ze sobąsuche drewno co stanowiło pośredni dowód, że nie odkrył nicpodejrzanego.Wkrótce zapłonęło ognisko, ale małe, roznieconezwyczajem in-diafiskim; obaj westmani usiedli, aby ściągnąEskórę ze zwierzęcia.Po krótkim czasie rozniósł się zapach pieczeni, ów szczególny zapach, właściwy ogniskom obozowym.Westmani spożywali mięso w milcze-niu, powoli i z apetytem.Zaspokoiwszy głód, przypiekli pozostałe mięso na dziefi następnyi dopiero teraz przemówił Winnetou:- Ile rzemieni ma przy sobie mój brat?- Z jakieś dwadzieścia sztuk - odpowiedział Old Shatterhand,domyślając się celu pytania o rzemienie.- I ja mam tyle, -oświadczył wódz -jednakże pokrajamy skóręszopa, ponieważ jutro zapewne będzie nam potrzebna większailość więzów.- ‘Idk, dla wojowników Ka Maku - odpowiedział Old Shatter-hand.-‘h;n wódz wprawdzie nigdy przeciwko nam niewystępował, ale nalęży się spodziewać, że trzeba będzie jutrozmusić go do posłu-szefistwa.- Mój biały brat ma słusznośc.Czy zna tych ludzi, których podsłu-chiwaliśmy?- Tylko jednego widziałem kiedyś, tego którego nazwali Grinle-yem, albo królem naftowym.Przypominam sobie, że widziałemgo wśród bandy opryszków.- Pomyślałem sobie od razu, że to niebezpieczny człowiek.Mójbrat był wraz ze mną nad rzeką Chelly, o której rozmawiali; niechmi zatem powie, czy tam może znajdować się nafta?- Ani kropli!- I czy Grinley odkrył Gloomywater i nadał miejscowości tęnazwę?- Nie.Przed wielu laty byłem przecież z Winnetou nad tymjeziorkiem, a już wówczas nosiło tę nazwę.Król naftowyzamierza oszukać swoich dwóch towarzyszy; co najmniejoszukać.210- Podwójne zabójstwo?-‘Pdk, zamierza oszukać i zabić dwóch nieznajomych.Majązapła-cić za jakoby przez niego odkryte źródła nafty, a potemzniknąć.- Musimy ich uratować!- Na pewno! Ale oswobodzenie jeficów Ka Maku wymaga wię-kszego pośpiechu.- Mój’biały brat jest gotów zrezygnować z naszego pietwotnegoplanu?-‘Pdk.Mieliśmy się spotkać na Ranczu Fornera, a spotkaliśmy sięjuż tutaj.Stamtąd mieliśmy jechać do Sonory, aby odwiedzićtamtej-sze plemiona Apaczów; możemy podróż odłożyć napóźniej.‘I~raz należy jeficów wydobyć z puebla, a następnieuratować tych obu białych.Ale co mój brat myśli o tym, że wśródwięźniów znajdują się także nasi przyjaciele?- Uff! Skąd się tu bierze Hobble Frank?- Od czasu do czasu koresponduję z Hobble Frankiem.W jednymz listów wspomniałem, gdzie i kiedy mam się z tobą spotkać.Widać iskra Zachodu obudziła się w tym mężnym człowieku izagnała go do nas.Droll, oczywiście, chętnie mu towarzyszy.- I są tam również Hawkens, Stone i Parker! Uff!Był to wyraz zdumienia, lecz zarazem nagany.Old Shatterhandnatychmiast dopowiedział jej powód:-‘T~udno uwierzyć, aby tak doświadczeni ludzie dali sięschwytać!Wszak na pewno słyszeli o tym, że rozpoczęła się niebezpiecznaruchawka wojenna wśród niektórych czerwonych plemion, żezatem należy podwoić środki ostrożności.Nie powinni byliprzestąpić progu puebla, póki nie wypalili z wodzem fajki pokoju.Tylko przez wczo-rajszą niepogodę mogli się dopuścić takiegoniedbalstwa.- Słusznie! Prawdopodobnie to nawałnica zapędziła ich do puebla i nie pozwoliła zapewnić sobie rękojmi bezpieczefistwa.Pozatym, Ka Maku jest na ogół przychylnie usposobiony do białych.- Jutro będziemy wiedzieć, co go skierowało dozdradzieckiego211 postępku.-‘I~raz jednak dam memu bratu coś pod rozwagę.Hob-ble Frank z Drollem udali się do Rancza Fornera, ponieważtam miałeś się ze mną spotkać.Znając nas, wiedzieli, żeprzybędziemy punktualnie.Czemu na nas nie czekali i czemuprzyłączyli się do osadników?- Król naftowy! -Winnetou powiedział tylko te dwa słowa, świadczące o jego nie-zwykłej przenikliwości.- Słusznie! Hobble Frank i Droll słyszeli na ranczu o rzekomymodkryciu nafty.Nie dowierzając tej bajeczce podzielili siępodejrze-niami z Liściem Koniczyny i weszli z nimi wporozumienie.Krbl naftowy spostrzegł się zawczasu i pozbył sięich w ten sposób, że namówił Ka Maku do uwięzienia całegooddziału, oprócz, naturalnie, upatrzonych dwóch ofiar oszustwa.- Mój brat Old Shatterhand wyłuszcza moje własne myśli.Kiedy,według jego mniemania, powinniśmy wyruszyć do puebla?- Jutro rano.Jeśli pojedziemy natychmiast, przybędziemy podpueblo za dnia i nie zdołamy się ukryć przed wzrokiemmieszkańców.Musimy plan wykonać w nocy.Jeśli wyruszymyjutro rano, staniemy u celu we właściwym czasie.- Winnetou podziela twoje zdanie.Będziemy wieczorem w pobli-żu puebla.A teraz zgaśmy ognisko!Old Shatterhand polał ognisko wodą ze źródła, Winnetou tymcza-sem odbył rundę, aby się upewnić, czy można bezpiecznie zasnąć.Wkrótce położyli się na miękkiej trawie.Nie było potrzebytrzymania warty, mogli zresztą polegać na swoim czułym słuchu ina koniach, które zwykły zdradzać parskaniem zbliżanie się człowieka lub zwie-rzęcia.Następnego dnia rano obaj myśliwi starannie napoili konie, ponie-waż należało się spodziewać, że co najmniej przez cały dzień niedostaną wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]