[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nareszcie ojciec się otrząsł z chwilowego osłupienia, westchnął i począł coś naucho szeptać żonie. Chcecie czy nie chcecie  odezwał się surowiej  dziecko to oddać nambędziecie musieli: mamy świadków i dowody, że jest nasze.Możecie żądać zanie co się wam podoba.Jermoła dzwignął się nagle na nogi. Dziecko was nie zna  rzekł  odbierzcie mi je siłą, ja go dobrowolnie nieoddam: to nie jest dziecię wasze.Na świadków postawię świadków: to niepański syn, to wieśniak, rzemieślnik.sierota.Zawołajcie go, choć nie wiecienawet jakiem pozwać go imieniem, a głosu waszego nie usłucha.  Ale ten stary szaleje  zawołał pan Jan, w którym kipiało  no! to udamysię do innych środków: użyjemy jakie są w naszej mocy.Chceszże pozbawićdziecko lepszego losu i swobodniejszej doli, jaka u nas je czeka? Jakiej doli? odparł śmiało dworak  jakiego losu? Spytajcie go czy mu tuu mnie zle było, czy mu czego brakło, czy pragnie więcej? Znam ci ja życiewasze i szczęście, które mieszka po dworach, bom się ich napatrzył.Niekłóćcie mi spokoju, nie trujcie mi starości, nie odbierajcie mi dziecka!Matka zbliżyła się drżąca i ujęła go za rękę. Bracie, ojcze  zawołała  ja pojmuję boleść twoją, ja wiem co tracisz zdziecięciem; ale jam po nim lat dwanaście gorzkie łzy połykała: ale masz że tyserce nieszczęśliwej matce odbierać skarb jej jedyny!.Byłżebyś tak okrutny,żebyś nas do niewdzięczności zmuszał? Nie: ty pójdziesz z nami, będzieszpatrzał na swe dziecię i podzielisz szczęście nasze.Mowa matki lepiej trafiła do serca Jermoły, który się powoli opamiętał, otarł łzyi odpowiedział po cichu: A! spełniła się ta chwila, której dożyć nie chciałem; widziałem ja co dzieńwe snach przez lat kilkanaście, bałem się każdego obcego, sądząc, że przychodzidziecię moje odbierać odemnie.Drżałem, prosiłem Boga, żeby mi wprzódydał umrzeć: przedłużył wieku, niech przyjmie tę godzinę jako ofiarę zagrzechy.W czasie tej rozmowy, Radionek stał pomieszany nie wiedząc co począć, ipoglądał to na starego, to na nowych swoich rodziców.Na twarzy ojca jegowidać było niecierpliwość, rozczulenie i jakby urazę; w oczach matki tylkoniepokój i litość.Jermoła opadł na siłach i ze spuszczoną głową siedziałprzybity.Rozmowa przerwana ostygła, i powoli weszła na ton powszedni, spokojny.Znaćbyło, że Drużyna chciał zaraz zabrać syna i z nim odjechać, i nie wiedział jaksobie począć: noc stawała się coraz ciemniejszą.Jermoła się już nie sprzeciwiałniczemu, milczał, a niekiedy wzrokiem tylko badał swe dziecię. Jedzmy  rzekł nareszcie pan Jan po cichu do żony  jutro po niegopowrócim. A dziecię.Radionek dosłyszał tych słów i przelękniony przytulił się do starego piastuna.Jermoła z wdzięcznością przycisnął go do piersi. Tyś dobre dziecko  rzekł  ty mnie nie opuścisz, nie porzucisz, niezapomnisz o starym ojcu.Wiesz, że ja bym umarł bez ciebie; oczy mizamknąwszy rób co zechcesz, a błogosławieństwo Boże niech z tobą będzie nawieki.W milczeniu patrząc na ten obraz Drużyna pociągnął, a raczej oderwał gwałtemżonę od niego, i przemocą niemal uwiózł ją nazad do domu.Chwedko pojechałna wieś niosąc z sobą ciekawą nowinę.* * * W starej karczmie nic się na oko nie zmieniło po odjezdzie Drużynów, ale juższczęście i spokój wczorajszy nie powróciły pod złamaną strzechę.Jermołanieruchomy, przybity siedział w progu; Radionek płakał, to zamyślał sięgorączkowo.Szeptali do siebie i ranek ich zastał na progu uśpionych,przytulonych, jakby się obawiali, aby ich nie rozerwano.Biały dzień otwierając im oczy swą siłą powołującą do życia i uśmierzającąboleści, przypomniał im wypadki wczorajsze, ale zimniej im je przedstawił, inneobudził w nich uczucia.Przyszła rozwaga; obawy, nadzieje i cały szereg uczućróżnych, które idą za każdym wypadkiem i myślą, jak najemni słudzy zapogrzebem: wszystko się to stręczyło, narzucało, popychało i cisnęło znowuodepchnięte.Ani stary, ani Radionek nie miał już do niczego ochoty: bieg zwykły ich życiabył przerwany, nie wiedzieli co począć z sobą.Dziecku przewijały się po głowieto obrazy jakiejś nieznajomej a świecącej przyszłości, to żale po dniachwczorajszych, niepowrotnych a tak szczęśliwych!Przypomniał sobie rysy matki widziane przez mrok wieczora, drugiego ojcaswego: i serce to go ku nim pociągało, to odpychało uczuciem obawy.Będziemu tam lepiej czy gorzej? A w każdym razie inne zupełnie życie rozpocząćpotrzeba, opuścić kątek cichy, wnijść między nieznajomych ludzi, zaprzeć sięwczorajszego i rozbratać z tym, co się kochało.Jermoła dumał także, a dzień przyniósł mu myśli nowej poszedł wedle zwyczajudo kozaczychy, bo nie miał się przed kim wygadać. Coście wy oszaleli?  zawołała baba widząc go  a to dnia wczorajszegotakeście się upierali przy dziecku, jakbyście mu mieli Bóg wie jaki los do dania!To przecież panowie, to dola! A cóż wam złego pójść do dworu z Radionkiem iżyć sobie spokojnie, patrząc na jego szczęście? Tak! albo to ja tam dla niego tym będę, czym tu byłem? Ojcem nie będę!sługą zostanę! Powoli odbiorą mi jego serce, zbałamucą chłopca, popsują.Znamci ja to ich życie! Trochę lepsza strawa, trochę cieńsze odzienie, trochędelikatniejsza mowa: ale czy im z tym lepiej? Panu Bogu wiedzieć, nam niesądzić.Spytaj się ich, czy nie płaczą po cichu, czy czarne godziny pod ich dachnie zachodzą? czy takie tam złote szczęście, jak nam się zdaje z daleka? Taki to wy bałamucicie z tego wielkiego żalu  zawołała kozaczychaniecierpliwiej coraz ruszając ramionami  jużciż co ich życie, to nie nasze.Jakby to nasze lepsze było, wszyscy by się do niego cisnęli; a taki z panów, podobrej woli nie bardzo kto się do nas przebierze, a z nas każdy by chciał ichchleba skosztować! Co prawda, to prawda!Jermoła się zamyślił. Moja kumo  rzekł  jak przyjdzie umierać, podobnoć to wszystko jedno,czy po razowym, czy po sitnym chlebie: wszystko to jedno, jak człowiek przeżyłdolę swoje, byle z czystym sumieniem i rękami poszedł do Boga.A czy mojemuchłopcu, bo taki on mój, lepiej będzie tam, czy by lepiej było w starej karczmiegarncarzem, o! to wielkie pytanie!  Aleć go taki oddać musicie, na to nie ma sposobu! Juściż mu iść nie zabronię, ale niech sobie między nami wybiera, bo ja, togdziem żył, chcę i umierać: kości położę na naszym cmentarzu.Kosztowałemdworskiego chleba, nie pójdę już na ostatki lat wyciągać ręki i kłaniać sięmłokosom, co by ze mnie szydzili.Zostanę w Popielni, a Radionek jak sobiechce, niech idzie panować w Małyczkach. A jakże się bez niego obejdziecie, stary biedaku? A wy to jak się obchodzicie bez waszej Horpyny, bez wnucząt? Chyba jeczasem widujecie po kryjomu. A! to prawda!  westchnęła kozaczycha  ciężka dola nasza dziecihodować, żeby potem  fru! wyleciały z gniazda, a samym siedzieć zpołamanymi skrzydłami i tylko patrzeć za nimi! Czy to długo  dodał smutnie Jermoła  dni to policzone: jeszcze jeden idrugi, zastuka śmierć do okienka, zamkną się oczy i  po wszystkim.Tylkorachunek z Panem Bogiem. A! smutno kumie gadacie! Bo i w duszy niewesoło!Gdy tu taka narada w domu kozaczychy, Radionek już się do niczego wziąć niemogąc, siadł w progu i duma sobie: to go za serce nieznajomy świat ciągnie, tostary Jermoła przytrzymuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl