[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Andrzej też tak stał, że na siebie oczów nie ściągał, ale munie wierzono.Zamojski wiedział, co o nim trzymać.Krzysztof udawać miłość do króla i jednać się na pozór z Zamojskim ani myślał,ni się starał; rozumiał to, iż mu nie zawierzą, a całą ufność swą pokładał wRakuszaninie, bo choć mówiono, że carowi moskiewskiemu wierność nie tylkoprzyobiecał, ale poprzysiągł, choć z nim nie zrywał, niewiele pono na niegorachował, a po ścięciu Ościka strach go ogarnął, zwłaszcza gdy w papierachjego Zborowskich listy lub wzmiankę o nich znaleziono.Nie było tam dowoduzdrady, nie czyniono przeciwko nim nic, lecz ostrożność kazała zaniechaćstosunków, które korzyści żadnych nie przedstawiały na teraz.Kręcił się więc pan Krzysztof po kraju, malkontentów jak on sam dla cesarza naprzyszłość przy sobie skupiając, to na wsi, to w Krakowie, to za granicą bawiąc,znikając i ukazując się niespodzianie, gdy dnia jednego znać mu dano, iżwyprzedzający pana Samuela od boku jego szlachcic Zarwaniec zjawił się wKrakowie i podczaszego szukał.Aatwo go też mógł znalezć, bo Zborowscy, iluich było, gdy w Krakowie mieszkali, nie gdzie indziej, jak w swoim domu naFranciszkańskiej ulicy.Dwór był stary, a dla rodziny licznej przez ojca Marcina jeszcze rozbudowanytak, że i niemało gości, i dwory, i ludzi mógł pomieścić.Zajmował oparkanionąprzestrzeń bardzo znaczną, w której bodaj czas jakiś napaści się nawet byłomożna opierać, tak był dobrze obwarowany.Stu ludzi i koni łacno mogło tuznalezć pomieszczenie, a tabor wozów w ogromnym rozłożyć się dziedzińcu.Wytworności nie było żadnej, bo, jakeśmy mówili, przywoził z sobą każdy conajpotrzebniejsze sprzęty, ale izby szły rzędem, jedna w drugą ogromne, jasne,w których za stół można było ludu posadzić głów dosyć.Mieli tu każdego czasuZborowscy, jak inni panowie po miejskich dworach, i szopy siana pełne, iszpichrz z owsem, i piece na chleby, i loch na piwo.Pan Krzysztof zajmował przedniejszą część dworu i tu swoich przyjaciół a posłyz różnych stron przyjmował podczas dniami lub nocą.Czynny był bardzo, choćnierad z tego, co się święciło.Tajemnica owa, którą marszałek przywiózł do Borówki, iż Batorównę król miałdać Zamojskiemu, już dla nikogo sekretem nie była.Noszono się z nią sarkając,a ona zazdrość, którą łaska króla dla hetmana dawniej budziła, urosła teraz donajwyższej miary.Nienawidzili niechętni króla, ale stokroć więcej hetmana, że z między szlachtywyszedłszy małym, dorósł tak wysoko, iż u tronu stał.Przypisywano mubowiem zamachy w przyszłości na koronę, która po Batorym bez dynastii zostać miała.Wprawdzie wiek i zdrowie Batorego wszystkie te widoki na daleki planodsuwały, lecz zawczasu już obawiano się.Nikt więcej nad Zborowskich, bo ciwiedzieli, że przejednać się będzie niepodobna i zaufanie pozyskać.Gdy mu o Zarwańcu, którego znał dobrze, oznajmiono, niecierpliwić się począłpodczaszy, iż do niego pierwszego się nie zgłosił, aliści i on sam stawił się.Samuelowy był to sługa, nawet na oko od pana coś przejąwszy, jak się tozawsze dzieje.Zuchwały, krzykliwy, zbój do korda prędki, toteż od niego natwarzy i głowie liczne miał upominki, siłacz okrutny, do wypitej i wybitej, ale ido głodu, i wszelakiego przemęczenia jedyny.Zarwaniec przez Samuela był w ważnych razach używany, gdy albo o tajemnicęszło, lub o pieniądze.Temu oboje powierzyć było można śmiało.I tym też razem Zarwaniec od Niżu przybył dla przywiezienia grosza, o panuKrzysztofie nie wiedział i dlatego naprzód gdzie indziej się zwrócił, bo mu pilnobyło z sukursem dla pana.Wszystko to w niewielu słowach opowiedziawszy Zarwaniec, gdy go Krzysztofna ławę zaprosił, aby siadł i spoczął, dopomniał się też o posiłek.- Niech to wszystko - rzekł - waszą miłość nie dziwi, żem się tu nie stawił zrazu,że teraz sam się strawy i napoju napraszam, ale bo ja z piekła powracam; wgłowie mi jeszcze szumi, a w żołądku ckli od tego głodu, któryśmy z panemżołędziami, grzyby i suchymi jagodami musieli tumanić.Rękami obiema podniesionymi nad głową plasnął.- Sto lat żyw będę, to tego nie zapomnę - mówił dalej.- Czasu całej tej wyprawynie odstąpiłem na krok od pana, dzieliłem z nim wszystko.- Mówże - przerwał Krzysztof - bom i ja niemało ciekaw.Zarwaniec głowę podniósł.- Niech miłość wasza nie myśli, że to się tak da w dwu słowach zamknąć, będzietego na jeden albo i na dwa wieczory, z czego pan mój sławę wprawdzie możemieć wielką, ale korzyści najmniejszej, a co nas to kosztowało, mieszek wie iPan Bóg.Dlategom też przodem skoczyć musiał, aby co grosza ułowić, inaczejnas Zborów nie zobaczy.Wszelako Bogu dziękować, żeśmy z życiem wyszli, boniejeden raz się zdało, że tam na kresach przyjdzie ginąć marnie.- Toć już Samkowa wina własna - odezwał się pan Krzysztof.- Niech powie,czyśmy mu nie odradzali wszyscy, nie odwodzili.Nie pomogły perswazje.Ruszył ramionami Zarwaniec.- Tyle korzyści naszej, że teraz tego Niżu nikt lepiej nie zna od nas - dodał.Podano jedzenie i piwo Zarwańcowi, który się chciwie przysiadł do obojga, potrosze o panu Samuelu mówiąc, jako cudem zdrowo wyszedł z tego ognia iimprezy swej nie żałował.Na wieczór tedy, gdy i marszałek Andrzej się obiecywał, zamówiono Zarwańca,aby się z powieścią o Niżu stawił.Gotów był, to sobie wymawiając, aby opróczpanów braci nikogo więcej nie było. - Z panem moim - dodał - jam go świadom, ostrożność zachować potrzeba.Japo swojemu rzecz opowiem, jakem ją widział, a któż wie, czy to się spodobajemu? Więc bym nierad, aby rozgłaszano, co on może inaczej zechce tłumaczyć.Jam prosty człek, com widział, powiem.Zawczasu tego wieczora marszałek się stawił i pan Krzysztof nie ruszał krokiemz domu.Zarwaniec też czekał na nich, wysypiając się, bo powiadał, iż tyle nocybezsennych spędził, że teraz o każdej porze głowę pochyliwszy gotówkamiennym snem się odżywiać.Wstał za to rzezwy i krzepki, a gdy mu dlaodwilżenia gardła nie żałowano, relację tej nieszczęśliwej wyprawy na Niż takrozpoczął:- Wszyscyśmy się z tej imprezy pańskiej siła nie spodziewali, a rychlej obawialijej, choć nie można powiedzieć, aby ona całkiem na los szczęściaprzedsięwzięta była.Słał pan nasz do kozactwa z listy i podarkami nie jeden, alewiele razy; a odpowiedzi mu przynoszono zachęcające i zapraszające, żehetmana pod czas nie mieli Kozacy i że możnego a mężnego pana, byle impoprzysiągł, chętnie by na czoło postawili.Ano, że przez posły wilk nie tyje, poraz trzeci nie było już co słać, trzeba było samemu jechać.Jakeśmy się wybrali,panowie najlepiej wiecie.We sto przeszło koni, z których siedemdziesiątszlachty, ruszyliśmy się w najlepszy czas do Kaniowa.A tej części podróży niema co opisywać, gdyż pospolitym trybem się odbyła, krom tego, że ze szlachtyniektórzy, języka dostawszy, ulękli się i nocami nam pierzchnęli, na którychmiejsce innych trudno było w tych krajach dostać.Przodem zaś wyprawiony był nasz Zuzula, z dawna panu służący Rusin, któryjuż raz na Niż jezdził i z Kozakami się znał, tak że gdyśmy do miasteczka tegodosyć opustoszonego przybyli, w którym jedna stara bardzo, murowana cerkiewczyni je do miasta podobnym, jużeśmy tu Zuzulę z powrotem i posły kozackiezastali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl