[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ha zamku już się przygotowywano na przyjęcie gości, sposobiąc drwa dokominów, izby oczyszczając po trosze, gdy na dwa dni przed oznaczonymwprost do wrót ciągnący ukazał się dwór pański, z daleka już kogoś znacznegoobiecujący.Służba zamkowa, przypatrująca mu się ze wzgórza, z pozoru starałasię odgadnąć, kto to być mógł, godząc się na to jedno, iż przyjezdni naNiemców wyglądali.Można ich było wziąć za przybylców z daleka, gdyż ani jeden z orszaku niemiał na sobie ni stroju, ni broni, jakich powszechnie w kraju używano.Dwór to był okazały, a sam pan konno jadący, którego łatwo odróżnić było,wyglądał książęco i świetnie.Lekka zbroiczka podróżna, hełm z podniesioną przyłbicą, pawimi pióraminasadzony szeroko, bogaty pas rycerski, oręż błyszczący, okrycie konia w złotewzory szyte ozdoby rzędu, twarz dumna, głowa do góry podniesiona, wejrzenieśmiałe, okazywały męża czującego siłę swą i znaczenie.On i jego drużyna z niemiecka przystrojona i uzbrojona wjeżdżali na zamek jakdo domu.Straż też nie śmiała im drogi zapierać, choć nikt nie znał tego pana.Domyślano się jakiegoś książęcia.Oprócz Niemców, gdy cały dwór w podwórzu się znalazł, rozpoznać w nim byłomożna Węgrów i Rusinów, ale polskiej twarzy ni mowy nigdzie.Sądzili więc zamkowi ludzie, że jeden z zapowiedzianych posłów królowejElżbiety przybywał, dla których tu gospoda naznaczoną była.A był to książę Władysław Opolski, przez jednych  Rusinem zwany, przezdrugich  węgierskim wojewodą.Starego Ziemowita mazowieckiego szwagier,wuj młodego Semka, mąż wielkiego znaczenia na dworze nieboszczyka króla Loisa, rozumny i wykształcony, ale w którym już nic polskiego nie było opróczwspomnienia rodu Piastów.Do wojny nieskory, wiekiem już ostygły, zobojętniały na ogólne sprawy kraju,na które po niemiecku, po węgiersku, po  opolsku , ale nie po polsku sięzapatrywał, był tak powszechnie znienawidzonym, jak sam szlachty i obyczajupolskiego nie cierpiał.Zagadką mogło się wydawać, że on tu przybywał, gdyż względem królowej niebył zbyt przyjaznie usposobionym za to, że mu ziemie, które trzymał, odbieranoW pomoc też siostrzeńcowi nie jechał pewnie, bo Semko był wybrańcemszlachty co go już wujowi nienawistnym czyniło.Oprócz tego wychowanie, obyczaje, charakter młodego książęciamazowieckiego, wszystko ich od siebie odstręczało.Z góry patrzał Władysław na swych siostrzeńców, sam czując się mężemeuropejskiego wykształcenia, gdy tamci z prostotą swą i starymi polskimiobyczajami barbarzyńsko mu się wydawali.Nie pytając nikogo, książę zajął izby co najlepsze, a służba je natychmiast wedlenawyknień jego i pieszczonego obyczaju urządzać zaczęła.Wnet potem, jakby książę za sobą pociągnął innych, zaczęły się na gościńcuukazywać orszaki przybywających zewsząd panów, którzy na ten zjazdpospieszali.Zaraz po nim przyjechał poseł królowej, biskup wesprymski*, zdwoma mu towarzyszącymi panami węgierskimi.Starzec poważny, dwór butny,węgierskie s troje, madziarska mowa, dla której tłumacza z sobą wiezli.Ukazano im komnaty, nieco opodal od księcia, aby się z sobą stykać niepotrzebowali.Przybywali też panowie krakowscy: Jan z Tarnowa*, Jaśko z Tęczyna, młodySpytek z Melsztyna*, Sędziwój Toporczyk, Dobieslaw z Kurozwęk i mnodzyinni.Z tych dwu tylko na zamku się pomieściło, reszta w mieście, około fary, przykościele św.Ducha na przedmieściu i u dominikanów.Wielkopolan nieustannie napływały tłumy, pomiędzy którymi Nałęczów likwielki.Arcybiskupa Bodzantę wiódł Bartosz z Odolanowa.Gdyby o tym skądinąd nie wiedziano, że arcybiskup przeszedł do Piasta obozu,sama ta oznaka by starczyła za wskazówkę.*/wesprymski  od Wesprymu (węg.Veszprem), miasta w zachodnichWęgrzech, na północ od jeziora BalatonJan z Tarnowa  kasztelan (wojewoda) sandomierski; za Kazimierza Wielkiegoodznaczył się na Rusi Czerwonej; był hetmanem pod GrunwaldemSpytek II z Melsztyna wojewoda krakowski; zginął w bitwie nad Worsklą wr.1399Melsztyn  wówczas miasteczko z zamkiem, na stromym lewym brzeguDunajca, niedaleko Czchowa w pow.brzeskimWahał się długo Bodzanta, uległ nareszcie więcej konieczności niż przekonaniu. Stroniąc zarówno od Krakowian i Wielkopolan, arcybiskup u dominikanów zeswym dworem obrał gospodę.Z pocztem znaczniejszym niż kiedykolwiek bądz, bo go większa część szlachtywielkopolskiej, garnąca się do niego, składała, z wielką strojnością iprzepychem, który nad miarę go kosztował, stawił się Semko do Sieradza, nazamek ani chcąc, ani mogąc się dostać.Wiedział już, że tam mieszkał wuj i niektórzy z panów krakowskich, a z nimiprzedwcześnie nie chciał się stykać.Bartosz z Odolanowa, odwiódłszy arcybiskupa do klasztoru, natychmiast uSemka się stawił ciągnąc za sobą Wielkopolan jak najwięcej, aby zawczasuokazać, z kim trzymać i przy kim stać będą.Dzień następny cały był przygotowaniem do otwarcia narad i wzajemnymbadaniem się, rozpatrywaniem w położeniu.Miasto coraz się stawało pełniejszym, a że błotnista za zamkiem okolica niedozwalała się rozpościerać szeroko, wszystko się w przedmieściach i w pobliżuich skupiało.Wielkopolanie głośno i dobitnie opowiadali, z czym i dla kogo przybyli, słuchalii milczeli.Zaraz po przybyciu na zamek wieczorem Władysław Opolski, który tylko zbiskupem Mikołajem i Węgrami się zbliżył, unikając i siostrzeńca, i panówkrakowskich  zdziwił się nieco, gdy mu marszałek jego, Rusin Nikita,człowiek bardzo przebiegły, ostrożny, który kwoli panu swemu kilku sięjęzyków nauczył, a narodowości swej tak jak wyrzekł i zapomniał o niejoznajmił, że niepoczesny klecha jakiś dopuszczonym do niego być pragnie.Składał się on tym, iż od mistrza krzyżackiego Czolnera pismo przynosił doksięcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl