[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Fate roześmiał się.- Złote koło jest jak talizmani jeśli kobieta go dotknie, zginie.- Zginie? - zdziwiła się Camilla.- Jak to? Co jest w nim takiegozgubnego?-Jak kobieta dotknie takiego kolczyka w świetle księżyca, ten,kto go nosi, skradnie jej serce.A jeśli zabierze mu to kółko,przepadnie.- Przepadnie?- Tak.Wyjdzie za niego.A pani przecież nie chce wychodzić zamąż.Lilliheun i Neiland mi powiedzieli.Więc lepiej sam go zdejmę.Ujął jej dłoń i ucałował ją, po czym zdjął kolczyk i schował godo kieszeni.- Nie musiał pan tego robić - mruknęła Camilla.-To kółko jesttak samo magiczne jak pan.163Anulaouslaandcs - Ja? - zdziwił się Fate.- Chyba mnie pani pomyliła z JackiemPharo.To on jest przystojny, prawy i szlachetny.Ja taki nie jestem inie będę.Prędzej Lilliheun.Lepszym niż on już chyba nie można być.Camilla nie wiedziała, co odpowiedzieć.Nie była w stanielogicznie myśleć, kiedy patrzyła w jego roześmiane oczy i czuła naplecach jego dłonie.- Och, nie! - wykrzyknęła Aurora, która właśnie wyszła na taras.- Jeśli zamierza pan pocałować ją, kapitanie, proszę to zrobić szybko,bo papa mówi, że musimy wracać.Zaraz sam ruszy na poszukiwaniaCammy.Camilla odwróciła się, żeby spojrzeć na kuzynkę, ale Fate'adelikatnie odwrócił jej twarz ku sobie.Pochylił się i pocałował jądelikatnie.- Kocham panią, Dendron - szepnął.- To pani rzuciła na mnieczar.Proszę o tym pamiętać bez względu na to, co się stanie.Fate opuścił dom lady Clarence z Neilandem i Lilliheunem.- Wpadnijmy na chwilę do klubu White'a - zaproponowałNeiland.Clare przystał na ten pomysł, ale Fate odmówił.- Ależ musi pan z nami pójść - zaprotestował Neiland.- Jest pannaszym gościem.- Ja? W męskim klubie? Nie sądzę.Zresztą dziś mam innezajęcia.164Anulaouslaandcs - Na przykład? Można by pomyśleć, że wstydzi się pan pokazaćw naszym towarzystwie.Fate roześmiał się.- Nie.Muszę poszukać ojca dzieciaków i wybieram się wmiejsca, gdzie arystokraci nie powinni się pokazywać.- Niech się pan lepiej zastanowi, czy pan tam pasuje.- Lilliheunobejrzał Fate'a od stóp do głów.- Wygląda pan jak jeden z nas.- Owszem, ale zaraz się przebiorę.Neiland popatrzył na Lilliheuna, który kiwnął głową.- Idziemy z panem - oświadczył Neiland.- Proszę nieprotestować.Myli się pan, jeśli sądzi, że nic nie wiemy o londyńskiejbiedocie.W East Endzie jest kilka klubów dla hazardzistów i.innemiejsca.- Chodzicie tam? - spytał cicho Fate.- Nie, niezupełnie - mruknął Lilliheun.- Ale znamy ludzi, którzyodwiedzają te domy,- Och, znacie ludzi, którzy tam bywają.Wielka różnica, nie?- Tak czy inaczej, idziemy z panem - odparł Neiland.-Ostatecznie to moja matka opiekuje się teraz tymi dziećmi, więc i namnie spoczywa odpowiedzialność za odnalezienie ich ojca.- Nie - odparł krótko Fate.- Nie spoczywa.Mimo to nieprotestował więcej.165Anulaouslaandcs Po pewnym czasie znalezli się w plątaninie wąskich, słabooświetlonych uliczek.Ustały śmiechy i żarciki, którymi dodawalisobie w drodze animuszu.Dalej szli w milczeniu.- To tutaj - mruknął Fate.- Gdzie? - spytał Lilliheun rozglądając się dookoła.-Przecież tucuchnie zgniłą kapustą!Fate wskazał dłonią okno pokoju, w którym mieszkał zRaddami.Podskoczył, chwycił dłonią żelazną poręcz balkonu ipodciągnął się na górę.Neiland i Lilliheun patrzyli na niego zotwartymi ze zdziwienia ustami.- Idzcie od frontu - zawołał do nich kapitan.- Otworzę wam.Topierwsze drzwi od ulicy Basket.Panowie ostrożnie przeszli uliczkę do końca i szybko skręcili wBasket.Drzwi uchyliły się od razu, gdy się do nich zbliżyli.-Nie ma do nich klucza - wyjaśnił Fate.- Trzeba przesunąć odśrodka sztabę, żeby można było wejść.Kiedy Neiland i Lilliheun znalezli się w środku, umieścił sztabęna miejscu, w poprzek drzwi i zapalił kilka świec.-Czy chce pan powiedzieć, że te wszystkie dzieci mieszkały wtym.tym.Lilliheun zająknął się na widok malutkiego pomieszczenia podschodami z kuchennym stołem.- Teraz oczywiście nie jest tu tak czysto jak wtedy, gdy sprzątajądzieciaki - pocieszył go Fate, wspinając się po schodach.- Na górze są166Anulaouslaandcs jeszcze dwa pokoje, kominek i strych.Ale ten dom należy tylko doRadda i mnie, więc nikt nie może nas wyrzucić.Podążający za nim Neiland i Lilliheun nie wiedzieli, coodpowiedzieć.- Chyba że obaj trafilibyśmy na szubienicę.Wtedy wasz książęgrubasek i jego kolesie oczywiście zabraliby ten dom.- Rząd by go sobie przywłaszczył? - zdziwił się Lilliheun.-Właśnie.Wszystko zabierają, jak tylko gospodarz zawiśnie.- Ale pan nie planuje zawisnąć, Locksley - upewnił się Neiland,obserwując, jak Fate zmienia nowe, błyszczące pantofle na zniszczonebuty do jazdy konnej.- Jasne, że nie - uśmiechnął się kapitan.Zdjął garnitur, fular i kamizelkę, w których poszedł nawieczorek muzyczny.Z drewnianej skrzynki z zepsutym zamkiemwyjął kurtkę.Była na niego za duża i gdyby się zapiął, schowałby podnią cały kosz ze smakołykami na piknik.Zamiast kosza wcisnąłjednak za pasek rewolwer, który wcześniej uważnie załadował.Zawiązał sobie wokół szyi żółtą chustkę, założył kapelusz i zacząłprzeglądać zawartość kieszeni kamizelki i garnituru.Przełożył donowego stroju złoty kolczyk, garść waniliowych groszków,tabakierkę, dwa kamyki i naparstek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl