[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zasypujcie od razu Mary pytaniami - ostrzegł Travis, prowadząc całetowarzystwo do kuchni.Po obejrzeniu domu z zewnątrz Mary myślała, żeprzygotowana jest na wszystko, co znajdzie w środku.W obszernympomieszczeniu czekała ją jednak niespodzianka.Urządzenia kuchenne, choć niebyły niczym nadzwyczajnym, okazały się zdumiewająco nowoczesne.Była tunawet kuchenka mikrofalowa.Zciany miały wesoły żółty kolor, ale Traviswspomniał już, że pomieszczenie zostało niedawno odmalowane.Dzieci bez słowa poszły za Mary, tłoczyły się wokół niej i spoglądały na nią,jakby spodziewały się od niej jakichś słów lub czynów.- Dzień dobry - powiedziała łagodnie i uśmiechnęła się.Jeśli Travis i ranczosprawiły jej zawód, to te cudowne dzieciaki wynagrodziły to z nawiązką!Rozmawiała z nimi kilkakrotnie, choć bardzo krótko, przez telefon i miaławrażenie, że poznaje dzieci coraz lepiej.Najmłodsza pociecha uśmiechnęła się do niej nieśmiało.- Znasz się na czarach?- Nie.Myślałaś, że jestem wróżką?- Tak.Jak Mary Poppins.- To bzdury - wtrącił się Scotty.Był prawie tak wysoki jak jego starszy brat i dwa przednie zęby właśnie murosły.Na nosie miał cynamonowe piegi.- Najważniejsze - stwierdził Jim, wysuwając się do przodu - kiedy zacznieszgotować?- Choćby od razu.- To fajnie, bo wujek Travis omal nas nie wykończył swoim gotowaniem.- Na litość Boską, dajcie jej odetchnąć! - sprzeciwił się Travis, który wszedł do kuchni, taszcząc obie walizki Mary.- Zagadają cię na śmierć, jeśli im na topozwolisz!- Wcale się jej nie naprzykrzamy!Travis zamknął drzwi nogą i zatrzymał się na środku kuchni.- Przedstawcie się przyzwoicie, a ja tymczasem zaniosę walizki.- I zniknął wdługim, wąskim korytarzu.- Ja jestem Jim.Mary podeszła do niego i uśmiechnęła się.- Bardzo się cieszę, że cię poznałam - wyciągnęła do chłopaka rękę, którąpotrząsnął.- Nie jesteś bardzo ładna.Mary nie obraziła się, ale troszkę ją to zabolało.- Wiem o tym, ale umiem gotować, a na tym ci podobno najbardziej zależy.- A ja uważam, że Mary jest ładna - odezwał się z tyłu chłopięcy głosik.- Wpewnym sensie.Mary odwróciła się i stanęła twarzą w twarz ze Scottym.Chłopiec wyciągnął do niej rękę.Mary uścisnęła ją, a potem objęła dłońmijego buzię i uśmiechnęła się do niego.- Dziękuję, że nazwałeś mnie  ładną.Ośmiolatek poczerwieniał jak burak.- Bo jesteś.- W pewnym sensie - przypomniała mu.- A ja jestem Beth Ann i wujek zniszczył moją najlepszą sukienkę, więc trzebami uszyć nową!- Zaraz po kolacji zobaczę, co się da zrobić.- A gdzie pani Morgan? - spytał Travis wróciwszy z sypialni chłopców.- Musiała wcześniej wyjść, ale zostawiła ci kartkę. Travis skinął głową, podszedł do tablicy z różnymi zapiskami i zdjął z niejzwiniętą notatkę.Wszystkie dzieci przyglądały się, gdy ją czytał, czekając na jegoreakcję.Mary poszła za ich przykładem.Zauważyła, że szczęki Travisa zacisnęłysię; zmiął kartkę i wrzucił ją do śmieci.- Coś złego? - spytała Mary.- Nie, nic - odparł Travis i uspokoił ją uśmiechem; nie był on jednak zbytszczery: śmiały się tylko wargi, nie oczy.- Pani Morgan składa nam gratulacje i wspomina coś o przyjęciu, które kołopań chce urządzić po naszym ślubie.Scotty szepnął do Mary:- Powiedziała, że chce cię jak najprędzej poznać!- Nie zadaję się z tymi z miasta - powiedział z posępną miną Travis.- Jeśli niemasz nic przeciwko temu, wolałbym nie zawracać sobie głowy tym przyjęciem.-Czekał z napięciem na reakcję Mary.- Jak sobie życzysz.- Przyjęcie mogłoby być fajne - zauważył Scotty.- Scotty! - warknął Travis - Nie masz pracy domowej do odrobienia?- Jestem głodny.- Ja też - oświadczyła Beth Ann.- Pani Morgan tak się zajęła sprzątaniem naprzyjazd Mary, że zapomniała o kolacji!- Przyniosła wszystko ze sobą, jak zawsze - wyjaśnił Scotty.- Trzeba tylkoodgrzać.- Ja to zrobię - powiedział dzieciom Travis - a wy tymczasem pokażcie Maryjej pokój.Wszyscy troje stali niepewnie.- Pamiętasz, co się stało ostatnio? - szepnęłaBeth Ann do Travisa, jakby to był sekret, o którym Mary nie powinna siędowiedzieć. - Potrafię odgrzać jedzenie i nie przypalić go! - zagrzmiał Travis, miotając siępo kuchni.Dzieci zwróciły się z błagalnym wyrazem twarzy ku Mary.Nie przypuszczała,że po wielogodzinnej podróży będzie musiała szykować kolację.Była jednakgotowa zrobić to bez namysłu, bez sprzeciwu, po prostu dlatego, że trzy pary oczupatrzyły na nią wyczekująco.Przez całe swoje życie Mary nie spotkała nigdy nikogo, komu byłaby takpotrzebna jak teraz tym czterem osobom.Poczuła nagłe ciepło - zupełnie jakby wzimowy dzień zanurzyła się wannie z gorącą wodą.To rozkoszne uczucieprzeniknęło ją aż do szpiku kości.- Wszyscy troje pokażecie Mary jej pokój i oprowadzicie ją po domu - poleciłTravis, otwierając lodówkę i wyjmując z niej różne wiktuały.- Ja się tym zajmę - zaofiarowała się Mary.- Wykluczone - odparł szorstko.- Miałaś ciężki dzień.Wbrew temu, co plotąte smarkacze, potrafię odgrzać kolację.- Jesteś tego pewien?- Na sto procent.Mary nadal wahała się, póki Beth Ann nie wsunęła swej rączki w jej rękę.- Najpierw pokażę ci mój pokój, chcesz?Mary skinęła głową i pozwoliła poprowadzić się dzieciom przez wąskikorytarz.Było widoczne, że starano się posprzątać w domu na jej powitanie, ale tewysiłki nie mogły zamaskować ogólnego bałaganu, który rzucał się w oczy nakażdym kroku i w każdym pomieszczeniu.Pokój chłopców był chyba najgorszy.Okno zasłonięte kocem, przybitym doframugi wielkimi gwozdziami.Stora się oberwała, jak wyjaśniła Beth Ann, kiedyScotty huśtał się na niej jak na lianie między łóżkiem a podłogą.Wyrwał przy tymze ściany karnisz. We wszystkich pokojach były tapety, ale Mary zauważyła, że są już mocnopożółkłe i nadają wnętrzu domu niechlujny, ponury wygląd.W największej sypialni Mary zatrzymała się dłużej.Zsunięte zasłony rzucałyczarne cienie na drewnianą podłogę.Szafa była wąska i Mary zastanawiała się, jakteż garderoba jej i Travisa pomieści się w takiej ciasnocie? Aóżko pospieszniezasłano, buty i skarpetki Travisa wetknięto w jeden kąt - pewnie on sam uprzątnąłje szybko dziś rano [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl