[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mysz wychodziła właśnie z norki, abyzbadać to miejsce.Wspięła się na tylne łapki, a jej wąsiki zadrżały, gdypoczuła nieznany dotąd zapach.Sabrina pomyślała, że chociaż ktośskorzystał z jej głupoty.Wytarła zbłąkaną łzę tak, by nie zobaczył jejMorgan.Palce Morgana wpiły się w kraty, gdy patrzył, jak Sabrina się oddala.Spuścił wzrok i zatrzymał go na dużym kawałku ciasta leżącym u jegostóp.Spojrzał znów na koniec korytarza, gdzie Sabrina zatrzymała się ispojrzała w obie strony przejścia przed zanurzeniem się w ciemność.Jegowzrok znów przeniósł się na ciasto.Gdy poczuł jego ostry aromat, jegonozdrza zadrżały.%7łołądek skurczył się z głodu.Mysz pomalutku szła wstronę serwetki, a jej maleńkie pazurki smyrgały kamienie.Sabrina rzuciła się w stronę ujścia tunelu, przemykając jak duch60przez oleistą czerń.Morgan obserwował, jak tupocze nogami imruczał pod nosem jakieś przekleństwa.- Kobieto! - wrzasnął.Cisza.Po chwili Sabrina pojawiła się blada w ciemnym przejściu.Morgan wyszarpnął świecę z kinkietu i wetknął ją między kraty.Posypałysię płatki wosku.- Wez to.- Ale ja naprawdę nie mogę.Będziesz tu siedział w ciemnościach,zanim nie przyjdą strażnicy i.- Wez to! - powtórzył.- Wynoś się stąd.Psujesz mój cholerny apetyt.Ich palce otarły się o siebie, kiedy Sabrina brała świecę z jego rąk.%7ładne z nich nie zwróciło uwagi na kapkę gorącego wosku na ich skórze.Otoczyła dłonią płomień, nie chcąc pozwolić, by zgasił go przeciąg.- Smarkulo? - wyszeptał, chcąc dać jej coś więcej, niż ona dała mu.Brudna świeca nie mogła równać się z odwagą, na jaką musiała sięzdobyć, żeby przyjść do tego zawilgoconego piekła i pocieszyć go w żalu.- Tak, Morgan? - odpowiedziała półgębkiem.- Powiedz swojej matce, że jeśli następnym razem będzie celowała wjakiegoś MacDonnella, niech upewni się, że broń jest naładowana czymświęcej niż tylko piórami.Alex nie raz zasadzał się na mnie z tą zabawkąkiedy, byliśmy jeszcze młodymi chłopakami.Sabrina mrugnęła do niego.Jej oczy były tak szeroko otwarte izakłopotane, że bał się, że może ja pocałować.Sięgnął przez kraty ipopchnął ja delikatnie do wyjścia.Po chwili zniknęła i ona i światło.Morgan ścisnął pręty, dręczony przez nasiona zwątpienia, jakiezasadziła w jego myślach.Czyżby jego nienawiść do Cameronówoślepiała go bardziej niż ciemność? Co, jeśli miała rację? Co, jeśli lo nieręka Camerona dzierżyła ostrze, które zabiło jego ojca? Co, jeśli była toręka jakiegoś podstępnego nieznajomego? Nawet rozmyślając nadsłowami Sabriny, wciąż przeklinał jej piękno.Gdyby nie rozpraszała gojej urodziwa twarzyczka, na pewno61z dokładnością zanotowałby, kto wchodzi, a kto wychodzi z hallu tużprzed śmiercią jego ojca.Jakaś jego część wciąż nie mogła uwierzyć w śmierć Angusa.Jego żalzabarwiony był goryczą.W jego ustach spoczywały prochy nigdy niewypowiedzianych słów.Teraz gdy jego ojciec już nie żył, nie mógł zrobićnic innego tylko je połknąć.Morgan przykucnął, sięgnął po omacku za kraty, aż poczuł podpalcami ciepłe, kruche ciasto.Pokryte futerkiem ciało musnęło jego ręce icofnęło się, popiskując na znak protestu.- Ciiiiii, mały koleżko! - wyszeptał.- Nie okradnę cię z twojej części.Oderwał kawałek piernika i uśmiechnął się, słysząc pełne zado-wolenia skrobanie.Przez kolejnych kilka minut, Morgan siedział zgarbiony przy kratach igarściami pchał kawałki piernika do ust.Jeszcze długo po zjedzeniu czułjego smak osładzający gorycz żalu.62Rozdział 5Tydzień po morderstwie Angusa, Dougal był na poddaszu i polerowałostrze szkockiego miecza, który znalazł przypadkowo wciśnięty podegipską kanapę.Nagle do pokoju wbiegła jego żona, trzaskając drzwiamiz taką siłą, że płomienie świec zamigotały nerwowo.Zdmuchnęła z oczy rudy kosmyk.- Mam nadzieję, że ostrzysz ten nóż, by stępić go na karku MorganaMacDonnella
[ Pobierz całość w formacie PDF ]