[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy tak trzymał mnie w powietrzu nagiego, aby wszyscy mogli mnie widzieć, opo-wiedział o człowieku, który żył w czasach przed Chrystusem i głosił nieśmiertelność duszy.- Naprawdę?- Powiedział, że ten człowiek uczył się u najstarszych mędrców świata.Głosił też róż-ne rzeczy na temat postu, modlitwy i zimna.- A co dokładnie powiedział? - nalegał Benedetto.- %7łe te trzy rzeczy pomagają opuścić ciało, w którym zamieszkują wszelkie grzechy inieprawości, i stać się czystą duszą.I powiedział też, że w Cenacolo ten człowiek nadal głosiswoje nauki w białej niepokalanej szacie. - Na malowidle tylko jeden spośród trzynastu tam przedstawionych jest tak ubrany -zauważył Bandello.- Szymon.- A podał imię tego wielkiego mędrca? - dopytywał się Benedetto.- Tak.Nazwał go Platonem.- Platon! - Benedetto aż podskoczył.- Oczywiście!Filozof donny Beatrice! Popiersie, które kazała sprowadzić z Florencji przedstawiawłaśnie jego.! *.* W Galerii Uffizi we Florencji znajduje się popiersie Platona, przypisywane greckie-mu rzezbiarzowi Silanionowi, który, o ile nam wiadomo, jako jedyny przedstawił filozofa zajego życia na rozkaz Mitrydatesa w 325 r.p.n.e.Być może mowa tu o tym właśnie popiersiuflorenckim lub jakiejś jego kopii, bowiem w istocie rzezba jest zadziwiająco podobna do apo-stoła Szymona z Ostatniej Wieczerzy (przyp.aut.).Przeor pomasował sobie skronie.Był wyraznie zaniepokojony.- A dlaczego Leonardo miałby przedstawić siebie samego bardziej zainteresowanegoPlatonem niż Chrystusem?- Jak to? Jeszcze tego nie dostrzegacie, ojcze? Przecież to oczywiste! Leonardo poka-zuje na tym malowidle, komu zawdzięcza swoją wiedzę.Leonardo, ojcze przeorze, podobniejak brat Giberto i brat Alessandro, jest katarem.Sami to wcześniej powiedzieliście.I mieliścierację.Platon, tak jak pózniej katarzy, bronił poglądu, że człowiek osiąga prawdziwe poznaniepoprzez kontakt ze światem duchowym, bez pośrednictwa Kościoła i mszy świętej.Nazywałto gnosis, a to najgorsza z możliwych herezji.- Skąd możecie być tego aż tak pewni? Na podstawie takich dowodów nie można jesz-cze nikogo oskarżać o herezję.- Ach nie? Nie widzicie, że Leonardo zawsze ubiera się na biało, jak Szymon z Cena-colo? Nie wiecie, że odmawia spożywania mięsa i żyje w celibacie? Widzieliście go choć razw towarzystwie kobiety?- My również ubieramy się na biało i pościmy, ojcze Benedetto.Ponadto mówi się, żeLeonardo gustuje w mężczyznach i, wbrew waszym słowom, wcale nie żyje w celibacie - za-uważył ojciec Vicenzo pod bacznym spojrzeniem młodego Mattea, na którego twarzy malo-wało się zdumienie i niedowierzanie.- Mówi się! Kto tak mówi, ojcze przeorze? To zwykłe plotki.Leonardo jest człowie-kiem samotnym.Pomysł łączenia się w pary napawa go takim wstrętem, jakby to była dżuma.Obstaję przy tym, że jest takim samym ascetą jak katarscy parfaits*.Wszystko pasuje!* Parfaits (franc.) - doskonali. Przeor nie krył zaniepokojenia.- Załóżmy, że macie rację.Co powinniśmy wobec tego uczynić?- Po pierwsze - podjął Benedetto - przekonać ojca Leyre, że Leonardo to heretyk.Oj-ciec Leyre jest inkwizytorem, to prawdziwe zrządzenie niebios, że zjawił się tu akurat teraz, iz pewnością wie o katarach więcej niż my obaj.- A następnie?- Oczywiście zatrzymać brata Giberta i go przesłuchać.- To nie będzie możliwe.Matteo wypowiedział to zdanie szeptem, ponieważ wciąż nie był pewny, czy wypadaprzeszkadzać w rozmowie.Choć doszedł już do siebie, to przecież jeszcze nie skończył opo-wiadać o tym, co się wydarzyło na placu dei Mercanti.- Co mówisz?- %7łe już nie możecie go zatrzymać.- A to dlaczego, Matteo?- Ponieważ.- zawahał się chłopak - brat Giberto, kiedy skończył kazanie, podpalił sięi spłonął na oczach wszystkich.- Boże Zwięty! - Jednooki zakrył usta dłonią.- Widzicie, przeorze? Nie ma już wątpli-wości.To endura.Zakrystian wolał poddać się jej niż naszemu sądowi.- Endura!Pytanie młodego Mattea zawisło w przesycającej bibliotekę osobliwej atmosferze.Chłopiec nie doczekał się odpowiedzi.Benedetto przeprosił ich, mówiąc, że musi przemyślećto w samotności, i pośpiesznie opuścił bibliotekę.Jeszcze tego ranka, pod wrażeniem opowie-ści Mattea, powiedział mi, że w klasztorze Santa Maria delie Grazie żyje co najmniej dwubonhommes, jak niegdyś zwykli sami siebie nazywać katarzy.Inkwizytor powinien zresztą wiedzieć takie rzeczy.Jednooki zwrócił jednak uwagę nadrugie odkrycie, które jego zdaniem bardziej wiązało się z moimi zadaniami: wreszcie udałosię określić, kto toczy rozmowę z mistrzem Leonardem przy paschalnym stole.Wiedział już,kim naprawdę jest mężczyzna w białej szacie, który wyciągał dłonie w wymownym geście, iodciągał uwagę przynajmniej dwóch uczniów od Chrystusa.Był to Platon.Zwierzenia Bene-detta nareszcie rozwiały mgławicę wątpliwości, z którymi nie mogłem się uporać od czasurozmowy z Oliveriem Jacarandą.Obecność filozofa w refektarzu wyjaśniała, dlaczego mistrzda Vinci przechowywał w swojej bibliotece dzieła zebrane Ateńczyka.Księgę, która teraz za-pewne poniewiera się w jakimś kącie pałacu Jacarandy i której nikt nie poświęca uwagi, najaką zasługuje.Tak oto koło się zamykało. 34Rzym, trzy dni pózniejWartownik, sztywny niczym napięta cięciwa kuszy, wskazał generałowi dominikanówdrogę.Zrodki bezpieczeństwa wydawały się przesadne, zwłaszcza w stosunku do ojca Torria-niego, którego ludzie papieża znali aż nadto dobrze.Rozkazy jednak były surowe.W ciągusześciu miesięcy już trzeci kardynał zmarł z powodu niestrawności.I papież, którego wieluoskarżało o to, że stoi za owymi nagłymi zgonami, nakazał pozorowane śledztwo.Część tegośledztwa stanowiła rygorystyczna kontrola osób mających wstęp do papieskiego pałacu.Atmosfera nie była sprzyjająca.Rzym miał dość powodów do obaw, gdy AleksanderVI mianował kardynałem któregoś z wybitnych obywateli miasta.Wszyscy wiedzieli, że jeśliOjciec Zwięty pożąda czyichś dóbr, to aby je zdobyć, musi tylko ich właściciela mianowaćkardynałem, a następnie dyskretnie pozbawić go życia.Prawo było po jego stronie.Papież tojedyny prawny spadkobierca swoich kurialistów.A w przypadku Jego Eminencji kardynałaMichielego, niezwykle zamożnego patriarchy weneckiego, to prawo zostało wyegzekwowanez największą precyzją.Torriani poddał się bez szemrania nowym regułom wstępu do komnat Borgii.Tych,którzy go oczekiwali, dojrzał po kilku minutach, gdy tylko pozostawił za sobą złociste drzwido kaplicy Najświętszego Sakramentu.Znajdowali się w trzeciej sali, z oczami utkwionymi wsufit i dziwnym wyrazem triumfu malującym się na ich obliczach.Tam, pod oknami wschod-niego skrzydła, ukryci przed surową rzymską zimą, mistrz Armio da Viterbo i Jego Zwiątobli-wość rozmawiali z ożywieniem o freskach, które sprawiały wrażenie dopiero co ukończo-nych.W istocie nadal jeszcze pachniały pokostem i żywicą.Papież, gładko ogolony, z niegdyś kasztanowymi, a dziś mocno posiwiałymi włosami,tuszował swój wystający brzuch długą szatą w kolorze czerwonego wina.Annio zaś przypo-minał łasicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl