[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopi porzucali wiec swoje rodzinne strony, gdzie wszystko, costanowiło ich własność, zostało zniszczone, gdzie nie było już nicnawet kościoła parafialnego, co nie zostałoby zbezczeszczoneprzez kozaków i armię rosyjską, i gdzie pozostawili tylko trupyswych braci, matek i sióstr.Uzbrajali się w kosy które ostrzyli iosadzali na drzewcu.Polskie kosy są prawie proste, grubsze,mocniejsze i nieco krótsze od naszych, nadają się więc dość dobrzena broń sieczną, a jeśli je zaostrzyć na końcu, nawet na broń kłutą.Drzewce mają około czterech łokci długości, a kosynierzy władaliskutecznie swą bronią choć być może nie wedle zasad szermierki.Dotarliśmy do drogi warszawskiej, przy której co pół mili widaćschludny mały domek, najczęściej siedzibę starego inwalidy.Wzamian za spokojne schronienie odpowiada on za utrzymanie drogii przychodzi z pomocą podróżnym których spotkał w drodzewypadek.Ze wszech miar piękny pomysł stary żołnierz, za-płaciwszy często drogo za spokój, którego teraz zażywa, otrzymujew ten sposób schronienie, podróżni zaś w razie wypadku mogąliczyć na pomoc.Droga nasza wiodła dalej między innymi przez miasta Biniewo iBłonie, 10 czerwca w piątek po południu zobaczyliśmy nahoryzoncie błyszczące w popołudniowym słońcu wieże Warszawy.Słońce na purpurowym nieboskłonie chyliło się właśnie kuzachodowi zdawało się iż zatonie zaraz we krwi.Taki też miał byćlos Warszawy i los Polski podziwiane przez krótką chwilę przezEuropę tonęły na powrót w strumieniach krwi.Także i historiiznane są jutrzenki i zachody słońca.I tak, doprowadzeni dorozpaczy starcy, pośród płomieni palących się miast siedząc jakbyprzy wieczornym ognisku, jedyną pociechę znajdowali wopowiadaniu młodym, jak to niegdyś świat był szczęśliwy, na comłodzi przepełnieni żarliwą nadzieją i nie rozmiłowani wzaklętych skarbach przeszłości, szeptali znowu nadejdzie dzień!Wkrótce znalezliśmy się przy rogatce wolskiej*, która obwaro-wana była palisadą z ostro zakończonych pali.Gdy podpisano nampaszporty, ruszyliśmy w dalszą drogę przez piękne przedmieścieWolę aż do Warszawy, miasta niezwykłej urody.Wzdłuż szerokichulic niektóre z nich, wysadzane topolami, prowadziły aż doWisły znajdowały się olśniewające pałace we włoskim stylu zkolumnami, balkonami i dziedzińcami, zajmujące rozległe tereny,co silnie kontrastowało ze staroniemiecką ciasnotą, która jakby sięobawiała, iż miastom zabraknie miejsca.W samym mieście widzi siędługie aleje, duże rynki, szerokie ulice i obszerne parki, a takżeświetność, nie ustępującą świetności innych stolic.Warszawa maokoło półtorej mili niemieckiej długości i ponad trzy mile obwodu.Most pontonowy łączy ją z twierdzą na Pradze, która napodobieństwo półksiężyca opiera się podstawą o Wisłę.Główneulice miasta zostały zabarykadowane.Na większych ulicachustawiono podwójne barykady zbudowane z potrójnych rzędówgrubych, zaostrzonych pali.Przestrzeń pomiędzy nimi zapełniałaubita ziemia i kamienie.Barykady leżały naprzeciwko siebie itylko pośrodku zostawione było niewielkie przejście dla wozów ipieszych.Na środku ulicy, kilka łokci przed owym przejściemznajdowało się podobne umocnienie, poprzez zaś wszystkiedrewniane palisady przechodził rozszerzający się na zewnątrzotwór strzelniczy, z którego wyzierała podstępnie armata, jakdłużnik, który przez dziurkę od klucza patrzy na wierzyciela,wchodzącego do przedpokoju z wyrokiem sądowym w kieszeni.Na mniejszych ulicach były zaledwie dwie palisady, jedna w nie-wielkiej odległości od drugiej.Każda z nich wysuwała się kuśrodkowi z przeciwnych stron ulicy.W murach, płotach i ścianachporobiono otwory dla broni ręcznej i bardzo prawdopodobne, żegdyby armia rosyjska przemocą wtargnęła do miasta pomiędzyliczne barykady, które w rożnych miejscach zamykały każdą ulicę,nastąpiłby wówczas jej kres.Bowiem rozgniewany naród orazpodobne umocnienia muszą zadać cios nawet najbardziejzdyscyplinowanej armii.Na Zygmuntowskim Rynku13, na tak zwanym Starym Mieście,gdzie znalezliśmy mieszkanie, znajduje się Zamek Królewski, któryrobi od strony Wisły imponujące wrażenie.Pośrodku placu,wysoko ponad okolicznymi domami wznosi się kolumna, na jejszczycie stoi marmurowy14 posąg króla Zygmunta.Pilno nam było teraz poznać naród, który przybyliśmy odwiedzić,pospieszyliśmy więc do sali jadalnej hotelu, by spotkać oficerów,którzy kilka dni przedtem odnieśli drogo opłacone zwy-* W oryg.Wolaer Rogatka.cięstwo pod Ostrołęką.Byliśmy niemymi świadkami ich radości,bowiem nie znaliśmy polskiego, a oni równie mało znali szwedzki.Wkrótce jednak zwrócili uwagę na nasz niezrozumiały język izaczęli się do nas zwracać po niemiecku.Gdy dowiedzieli się, iżjesteśmy Szwedami, staliśmy się od razu przyjaciółmi.Polacy mająw sobie coś pociągającego.%7ływią głęboką miłość swej ojczyzny iodczuwają gorącą tęsknotę za niezależnością.W tym przypadkuprzypominają oni Szwedów.My także, choć z większympowodzeniem, walczyliśmy z obcym uciskiem i kochamy ojczyznętak samo żarliwie.Ten godny sympatii egoizm narodowy sprawił,iż Polacy uważają Szwedów za bratnie dusze w sprawach polityki iw ojczyznie ich słowo Szwed" oznacza jednocześnie człowiekaodważnego, uczciwego i tolerancyjnego.Filozofowie mogą sobiemówić, co chcą, o egoizmie rożnych narodów, o krzywdzącychsądach, jakie jeden naród wydaje często o drugim, o urazie, jakąsłabszy naród żywi zawsze wobec sąsiada, spodziewając się jegonapaści.Kierując się rozsądkiem, mogą odrzucić nacjonalizm, jeston jednakowoż przyrodzony i ma rację bytu, bowiem każda roślinapragnie posiadać swój skrawek nieba, skąd dobiegałoby do niejświatło, i swój kawałek ziemi, z której czerpałyby tylko jejkorzenie.Podobnie i naród pragnie być wolny, chce zachować swąwiarę i bronić kraju własnym życiem, bowiem bez ojczyzny jestczłowiek zbędnym okruszkiem we wszechświecie, nie ma dla kogospożytkować swych talentów, motywem jego działania zostajewięc tylko egoizm.Polacy nienawidzili Rosjan jako mocarstwa mającego nad nimiprzewagę, mocarstwa, które zasłaniało ich skrawek nieba a korze-niami swymi zajęło ich ziemię.Nienawidzili Prusaków jakozdradzieckich sąsiadów i prawdopodobnie nigdzie cechy narodoweze wszystkimi wadami i zaletami me odzwierciedlały się lepiej niż wwojsku polskim.14 czerwca stawiliśmy się przed Radą Lekarską, na której czelestał Aubienski15 jako prezes całego personelu lekarskiego.DoRady należał także Antomarchi16, ostatni lekarz Napoleona nawyspie św.Heleny, który w czasie polskiej wojny był generalnyminspektorem wszystkich lazaretów polowych w Warszawie iokolicy.Gdy sprawdzono nasze dyplomy przetłumaczone na łacinę izanotowano numer naszego mieszkania, wróciliśmy do domu, anazajutrz otrzymaliśmy uprawnienia lekarzy asystujących wraz zrozkazem, by następnego dnia zgłosić się do służby w obozie numerl położonym ćwierć mili na zachód od Warszawy, w pobliżu wsiPowązki, niedaleko zachodniego brzegu Wisły.Nasza gaża wynosiła208 polskich złotych miesięcznie,złoty zaś miał wartość około 23 szylingów szwedzkich, nie liczącdiet polowych, takich jakie otrzymywali oficerowie, a któreskładały się z kilku funtów mięsa, chleba i temu podobnych.Każdyz nas otrzymał ponadto 480 złotych jako zwrot kosztów podróży
[ Pobierz całość w formacie PDF ]